Wydanie nr 25 z dnia 14.08.2019

Z barszczem na… działce

Dorodne okazy barszczu Sosnowskiego obrastają wiele miejscowości na Podbeskidziu i spędzają sen z powiek tym, którzy zamiast relaksować się z pociechami na łące pod lasem, nad jeziorem bądź nad rzeką muszą uważać, by nie ulec poparzeniu.

Jedna z naszych czytelniczek z Jasienicy zadzwoniła do nas rozżalona mówiąc, że na sąsiedniej działce pojawiło się kilka sporych okazów barszczu Sosnowskiego (na zdjęciu). Wprawdzie roślina jeszcze nie przekroczyła granic parceli, jednak rośnie tuż przy płocie, pod którym bawią się dzieci, a więc tragedia wisi na włosku. O tym, że barszcz łatwo się rozmnaża na dzikich terenach wiadomo, jednak w tym przypadku zdumiewa fakt, iż taka mała plantacja powstała na prywatnej (fakt, że zapuszczonej) posesji.

Zgodnie z zapisami kodeksu cywilnego, „właściciel nieruchomości nie może czynić ze swego prawa użytku sprzecznego z prawem i zasadami współżycia społecznego”. Zatem szkodliwe oddziaływania na sąsiednie nieruchomości, za co można uznać również rozsiewanie barszczu na cudzą nieruchomość, jak i przenikanie na nią toksyn wytwarzanych przez rośliny rosnące na sąsiedniej nieruchomości (???). Obowiązek usunięcia szkodliwej rośliny spoczywa zatem na właścicielu posesji bądź jej zarządcy. Tym samym otwiera drogę do podnoszenia roszczeń przez osoby trzecie, korzystające z nieruchomości sąsiednich, w tym również nieruchomości publicznych, takich jak drogi, parki oraz gminne tereny rekreacyjne. Ich użytkownicy mogą podnieść roszczenia o zaniechanie imisji, czyli o likwidację ich źródła (likwidację stanowisk), a także o naprawienie szkody lub zadośćuczynienie na podstawie przepisów ogólnych o odpowiedzialności za czyny niedozwolone. Jeżeli jednak barszcz obrasta tereny gminne lub miejskie, niezwłocznie należy kontaktować się w przypadku miasta Bielska-Białej z wydziałem gospodarki miejskiej urzędu miejskiego pod numerem telefonu – 33 4971-508, a w przypadku gmin na Podbeskidziu z poszczególnymi urzędami gmin w granicach których barszcz urósł.

(nat)

⋅Styczność z barszczem Sosnowskiego przynosi fatalne skutki nie tylko dla człowieka, ale i wszystkich zwierząt domowych. Leczenie oparzeń nie jest proste. Należy pamiętać, że ta roślina jest bardzo niebezpieczna i nie można bagatelizować jej toksyczności. Diagnoza oparzenia jest w pierwszym momencie trudna, ponieważ wyraźne oznaki poparzenia nie występują od razu. Jeśli miało się styczność z barszczem, w pierwszej kolejności należy dokładnie przemyć wodą z mydłem miejsce styczności, a następnie pilnie skontaktować się z lekarzem. Skutkami mogą być poważne poparzenia i rany, które utrzymują się na ciele długimi tygodniami, a ślady po nich widoczne mogą być nawet po kilku miesiącach.

⋅Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach przygotował specjalny program, dzięki któremu samorządy województwa śląskiego mogą starać się o dotacje m.in. na walkę z barszczem Sosnowskiego.
Po dofinansowanie z WFOŚiGW na skuteczną walkę z toksyczną i groźną dla ludzi rośliną sięgnęła gmina Łodygowice.


Latem myśl o zimnej zimie

Mimo że lato w pełni, wielkimi krokami zbliża się kolejny sezon grzewczy. Właśnie latem najlepiej zacząć myśleć o zakupie potrzebnego surowca, aby zimą w naszym domu mogło być ciepło i przytulnie. Dlaczego? Przede wszystkim są niższe ceny w bielskich składach, większy wybór i znacznie mniejszy popyt na materiały grzewcze.
Od kilku lat głośno jest o odpowiednich technikach palenia w piecu, które w znacznym stopniu pozwolą ograniczyć dym i smród wydostający się z komina. Czasem wystarczy tylko minimalnie zmienić nawyki, wypróbować kilku sztuczek, aby diametralnie zmniejszyć uciążliwości,które bezpośrednio dotykają nie tylko nas, ale również środowisko naturalne i nasze najbliższe otoczenie. Najwięcej smrodu oraz dymu powoduje przede wszystkim zbyt duża ilość drewna lub węgla, którą zazwyczaj wrzucamy na żar w piecu lub podpalamy od dołu. To fatalne rozwiązanie, bowiem kilka czy kilkanaście kilogramów drewna czy węgla bardzo szybko się podgrzewa i uwalnia ogromne ilości palnych gazów. Jest ich za dużo, aby zdążyły się spalić, więc ich „nadwyżka” wylatuje przez komin. W ten sposób nie tylko „kopcimy” sąsiadom prosto w okno, ale też tracimy 1/3 paliwa i sporo pieniędzy. Wystarczy zmienić sposób podpalania opału i zastosować promowaną – również na naszych łamach – w ostatnim czasie metodę „od góry”, dzięki której wszystko w piecu pali się niczym świeca. Żar powoli podgrzewa paliwo pod spodem, gazy uwalniają się stopniowo, a warstwa żaru daje nieustannie wysoką temperaturę. – Dzięki tej metodzie wszystko łatwo dopala się do przejrzystych spalin, a dymu z komina niemalże nie widać – przyznaje użytkownik kominka z Bystrej. Ten sposób spalania zalecany jest w nowoczesnych kotłach z podajnikiem,ale również stary piec czy tradycyjny kominek nadają się doskonale do zastosowania tej metody.

Innym sposobem jest również „palenie kroczące”,czyli od boku. To swoisty kompromis pomiędzy paleniem od góry a od dołu. Ta metoda pozwala na ciągłe palenie z dokładaniem, jednak kosztem nie całkiem czystego spalania. Musimy rozpocząć od rozpalenia niewielkiej ilości opału na ruszcie. Gdy się rozżarzy,przesuwamy ją na tył kotła,a obok dosypujemy świeżą porcję opału. Z żarem powinna stykać się bokiem,ale absolutnie nie może go przykrywać. Dzięki tej metodzie żar powolutku obejmuje cały zasyp, a uwalniane z niego substancje mają szansę spalić się w wysokiej temperaturze.

W jaki sposób natomiast palić, jeśli jesteśmy właścicielami kominka lub palimy w piecu drewnem? Przede wszystkim musimy zaopatrzyć się w naprawdę suche drewno, najlepiej takie sezonowane przez 1,5 roku. Jeśli postanowimy palić drewnem mokrym,naprodukujemy dużo dymu,a mało ciepła. Drewno powinno być również umiejętnie składowane – w miejscu zapewniającym mu ochronę przed dostępem wilgoci. Niezmiernie istotny jest także gatunek drewna. Warto więc patrzeć na gatunki mające wysoką gęstość, czyli tzw. ilość drewna w drewnie. Do takich można zaliczyć przede wszystkim drewna twarde, czyli buk, grab, jesion czy dąb. Mniej kaloryczne jest zaś drewno z miękkiej lipy i specjaliści szacują,że potrzeba go nawet dwa razy więcej, aby uzyskać tyle samo ciepła. Unikać powinniśmy zaś palenia drewnem z drzew iglastych. Ma ono dużo żywicy, przez co wytwarza sporo dymu oraz osadzające się na ścianach komina sadze.

(mfk)


Skoczów śladem Bielska-Białej

Umowa z Funduszem

Przy ulicy Legionów 57 w Bielsku-Białej działa punkt konsultacyjny Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach. Podobny powstanie w skoczowskim Urzędzie Miejskim.

31 lipca Skoczów podpisał z WFOŚiGW umowę dotyczącą programu „Czyste Powietrze” – jako pierwsza gmina w powiecie cieszyńskim. Wspomniany program – o którym już wiele pisaliśmy i na który polski rząd przeznacza ogromne pieniądze – jest adresowany do właścicieli domów jednorodzinnych i polega na dofinansowaniu wymiany starych „kopciuchów” na nowoczesne i ekologiczne źródła ciepła, a także na finansowym wsparciu termomodernizacji budynków mieszkalnych. W punkcie konsultacyjnym można złożyć wniosek o dofinansowanie oraz dopytać o szczegóły związane z programem. Pracownicy przeszkoleni przez Fundusz będą zwracać uwagę na błędy we wnioskach, a to stworzy możliwość korekty na miejscu, bez konieczności wyjazdu do Katowic.

Do tej pory w całym województwie śląskim złożono – informował w Skoczowie prezes WFOŚiGW – około 9 tys. wniosków w ramach programu „Czyste Powietrze”. – Niestety, 90 procent z nich zawiera błędy. Tworząc takie punkty jak w Bielsku-Białej i Skoczowie, będzie można eliminować je na początkowym etapie, co ułatwi mieszkańcom korzystanie z programu „Czyste Powietrze” – mówi Tomasz Bednarek, prezes WFOŚiGW. Skróci to także czas oczekiwania na realizację wniosku.

W podpisaniu porozumienia między gminą Skoczów a WFOŚiGW w Katowicach wzięli udział – oprócz prezesa Tomasza Bednarka – burmistrz Mirosław Sitko, Jan Kawulok – przewodniczący Sejmiku Województwa Śląskiego oraz Przemysław Drabek, członek Rady Nadzorczej Funduszu (wiceprzewodniczący bielskiej Rady Miejskiej).

(best)


Zielony na zielonym

Na ratunek legwanowi

W Międzyrzeczu Górnym strażacy wspierani przez Sławomira Łyczkę z bielskiego ośrodka rehabilitacji dzikich zwierząt „Mysikrólik” ściągali z drzewa legwana zielonego.

Gada wypatrzyli mieszkańcy (działo się to 8 sierpnia) i to oni powiadomili służby. Przedstawiciel „Mysikrólika” przedostał się na odpowiednią wysokość w koszu strażackiej drabiny. Zwierzę dało się sprowadzić na ziemię, choć nie obyło się bez pamiątki w postaci zadrapań. Na dole legwan trafił do klatki, a potem do ośrodka, gdzie zbadała go lekarz weterynarii Izabela Całus. Jak się okazało, gad nieco wcześniej zwiał swojemu właścicielowi, który szukał go poprzez ogłoszenie w internecie. Strażacy szybko się z nim skontaktowali i legwan równie szybko wrócił do domu. W „Mysikróliku” przebywał zaledwie kilka godzin. Gada ratowali strażacy zawodowcy z Bielska-Białej oraz druhowie z Międzyrzecza Górnego i Mazańcowic.

(best)

 

Do druku PDF